
... do odwołania ...
Przez ostatni tydzień można było odwiedzać kolejne miejsce sztuki na terenach Młodego Miasta – Magazyn Modeli, gdzie od 20 do 28 czerwca odbywał się „Festiwal Panda”, przygotowany przez Dawida Bistrama. (O jednej z wystaw zorganizowanej przez tego animatora kultury pisałyśmy tutaj). Bistram zaprosił do projektu artystów z dziedziny sztuki, teatru i muzyki. Jednak nie wszystkie zapowiedziane wydarzenia odbyły się z powodu braku środków finansowych. Całość zakładała ożywienie i nadanie nowego charakteru i sensu obiektom, które wkrótce przestaną istnieć. Panda miała miejsce w pustostanie, który idealnie nadaje się na wystawy sztuki współczesnej. Charakter przestrzeni przypomina nieco „Łódź Art Center”.
Duża powierzchnia, wielkie okna, drewniana podłoga, metalowe meble i ruiny hal za oknem idealnie wpasowują się w stosowaną od lat strategię wykorzystywania miejsc zdegradowanych na przestrzenie wystawiennicze. W ramach Pandy została pokazana wystawa „Krawędzie wyciszenia”, na której pokazano prace młodych artystów m.in. Mariusza Burdaka, Agnieszki Budenko, Emilii Grubby, Magdy Piepki, Ady Dobrzeleckiej, Sandry i Adama Arabskich, Jagody Markowskiej, Rafała Podgórskiego, Filipa Piaseckiego, Michała Sosińskiego, Macieja Wojcieszkiewicza. Bardziej jednak niż prace, fascynują zaniedbane zakamarki trzypiętrowego budynku.
Większość pokazanych realizacji, tak jak na ostatniej wystawie zorganizowanej przez Bistrama, utrzymana jest w stylu skostniałej akademickiej pracowni. Brak tabliczek pod pracami uniemożliwiła zidentyfikowanie większości autorów. Malarstwo wydaje się być lepsze niż rzeźba, ale oba media kultywują tradycyjne poglądy na temat sztuki. Najbardziej wsteczne prace to te będące wariacjami opartymi o studium aktu. Także drewniane rzeźby można by było z powodzeniem pokazać na którejś z polskich wystaw czterdzieści lat temu… Wyjątek stanowi praca Dominiki Kuczkowskiej, która zrobiła instalację wpisującą się w charakter miejsca. Betonowymi płytami wyłożyła przejście pomiędzy dwiema przestrzeniami ekspozycyjnymi. Na płytach widać odciśnięte ślady stóp, a dwie z nich są miękkie i zapadają się pod ciężarem stąpających, po to by za chwilę powrócić do poprzedniej pozycji. Malarstwo i rysunek to z reguły abstrakcje, których widziałam w życiu już tak wiele, że nie są w stanie mnie zainteresować. Trochę „życia” wnoszą ekspresjonistyczne obrazy na parterze, a luzu i zabawy sąsiadujący z nimi mural.
Przeciwwagę do wystawy „Krawędzie wyciszenia” stanowi projekt „The Circle” zrealizowany przez Adama Bućko i Krzysztofa Syrucia. Na długich horyzontalnych planszach dzielących pomieszczenie na trzy podłużne części pokazano rysunki utrzymane w biało-czarnej kolorystyce. Chłopaki namalowali także architektoniczne schematy na ścianach, które wpasowały się w przemysłowy charakter stoczni. Projekt wyróżnia się spójnością i konsekwencją, ale także walorami estetycznymi. Na jednym z „fryzów” w łudząco dynamiczny sposób mieszają się rekiny, pociski oraz wojownicy. Część realizacji również nawiązuje do malarstwa sprzed dekad, ale rozmach i forma robią, mimo wszystko, duże wrażenie.
Roma Piotrowska
W wyniku współpracy Instytutu Sztuki Wyspa oraz Digital Art Lab w Holon, już w przyszłym tygodniu Trójmiasto odwiedzi para artystów z Izraela, znanych jako Sala Manca Group. Lea Mauas i Diego Rotman, bo o nich mowa, to duet aktywistów, którzy zamiast zamykać twórczy potencjał w murach galerii, wolą przenieść go w otwartą przestrzeń miejską, penetrując przy tym społeczną świadomość. Ich zainteresowania oscylują wokół nieprzetłumaczalności i względności znaczenia. Luki, powstałe w przekładzie językowym czy międzykulturowej konfrontacji, wypełniają obrazem i ruchem, tworząc filmowo-teatralne spektakle, utrzymane w stylistyce hi-tech. Jako jedni z nielicznych w Izraelu, poruszyli zepchniętą na margines i wypartą ze świadomości tematykę zapomnianej już kultury jidysz, interpretując na nowo literackich mistrzów, tworzących w tym języku. Podejmowali też wątki polityczne, jak choćby w prowokacyjnej akcji plakatowej z 2001 roku, gdy podczas wyborów nowego premiera, zasugerowali własnego kandydata w postaci legendarnego pisarza o dwuznacznym pseudonimie Szolem Alejchem.
Lea i Diego pochodzą z Argentyny, ale w Izraelu mieszkają już od 1995 roku, a swoją działalność pod szyldem Sala Manki rozpoczęli 8 lat temu. Od tamtej pory, na jałowym gruncie tendencyjnej sztuki, stworzyli w Izraelu podwaliny pod nowoczesną myśl młodego pokolenia artystów, powracającą do tradycji diaspory i poruszającą kulturowe tabu. W Gdańsku zrealizują projekt pod roboczym tytułem „Mesjasze Wybrani”, na który składać się będą trzy etapy – w pierwszym, spośród kandydatów na otwartym przesłuchaniu, wyłonieni zostaną aktorzy, którzy wcielą się w postać Mesjasza. Zostaną oni sfilmowani w swym naturalnym środowisku, serii wywiadów udzielą członkowie rodziny i sąsiedzi. Drugi etap odbędzie się w Izraelu, gdzie specjalna komisja, złożona z przedstawicieli „Ludu” wybierze wśród nadesłanych filmów jeden, przedstawiający Mesjasza Wybranego. Zwycięzca pojedzie, w ramach ostatniej fazy projektu, do Izraela, gdzie zostanie przedstawiony szerokiej publiczności, będzie uczestniczył w objazdowym performance i prywatnych spotkaniach z izraelskimi rodzinami podczas religijnych uroczystości. Projekt jest częścią obchodów Roku Polskiego w Izraelu. Ostateczne efekty pracy artystów będzie można obejrzeć w Wyspie podczas wystawy „Chosen” / „Wybrani” na przełomie listopada i grudnia.
Anna Łukaszewicz
Poszukujemy aktorów / amatorów (mężczyźni i kobiety) do
roli Mesjasza w międzynarodowej produkcji. Przesłuchania odbędą się w
dniach 24-25 czerwca w godzinach 14.00-19.00 w Instytucie Sztuki Wyspa
ul. Doki 1/ 145 b w Gdańsku.
Wszystkich chętnych do wzięcia udziału w przesłuchaniu prosimy o przesłanie swoich danych na adres: wyspainfo@wp.pl (w tytule proszę wpisać
"przesłuchanie"). W odpowiedzi kandydat otrzyma plik tekstowy z rolą do
odegrania oraz szczegółowe informacje dotyczące przesłuchania. W ramach projektu, wybrany aktor wyjedzie we wrześniu na 4-dniowy pobyt w Izraelu.
Na pytanie „czy Gdańsk może zostać ESK” twierdząco odpowiedzieli prawie wszyscy uczestnicy wczorajszej debaty w Żaku. Taki optymizm jest charakterystyczny chyba tylko dla wczesnego etapu starań. Wszyscy mamy nadzieję i nie poddajemy się, ale tak naprawdę myślimy sobie, że nasze szanse są małe. Przebieg debaty potwierdza obawy.
Gośćmi spotkania byli Prezydent Paweł Adamowicz oraz laureaci konkursu na operatora projektu Gdańsk – Europejska Stolica Kultury 2016, Aleksandra Szymańska i Romuald Pokojski. Mieszkańcy Gdańska i animatorzy kultury mieli dzielić się ze sobą pomysłami na to jak uzyskać tytuł Europejskiej Stolicy Kultury.
Z trzech projektów, które przeszły do drugiego etapu konkursu, sąd konkursowy (m.in. Anna Czekanowicz, Jadwiga Charzyńska) wybrał projekt pochodzącej z Warszawy Aleksandry Szymańskiej i z Torunia Romualda Pokojskiego. Szymańska jest dyrektorem wydawniczym tygodnika "Gala", natomiast Romuald Pokojski prowadzi Teatr Wiczy w Toruniu. Toruń notabene także stara się o miano ESK. Z jednej strony - projekt osób „z zewnątrz” nie jest obciążony konfliktami gdańskiego środowiska, z drugiej jednak strony może źle rozumieć specyfikę i charakter miasta. Laureaci będą musieli wykonać podwójną pracę, aby dogłębnie poznać nasze problemy i potencjał.
Od zwycięzców, zamiast pomysłów i oryginalnej koncepcji, można było usłyszeć jedynie mgliste zapewnienia i przekonywania o tym jakie Gdańsk ma wartości, tradycję i możliwości (z których przecież doskonale zdajemy sobie sprawę). Dowiedzieliśmy się o promocji Gdańska w Second Life, a także poprzez grę komputerową "Wolne Miasto Gdańsk". Zapytani o więcej konkretów laureaci podali główną ideę projektu, która brzmi „wolność kultury i kultura wolności”. Jak przekonuje Pokojski „To nie jest hasło. To jest pewien obszar, który czerpie z podłoża”. Zwycięzcy zastanawiają się co Gdańsk może dać w przyszłości Europie. Dał już wolność narodu, a teraz powinniśmy wejść w obszar wolności w obszarze kultury. Nie podano żadnych szczegółów mających doprowadzić nas do tytułu ESK. Zabrakło także charyzmy i energii dającej nadzieję, że na starówce nie będzie już pusto nocą, a główną atrakcją miasta przestaną być bursztynowe pamiątki!
Roma PiotrowskaAneta Szyłak poszukuje asystent(a)ki przy realizacji projektów międzynarodowych.
Wymagane kwalifikacje: dobra orientacja w zagadnieniach sztuki współczesnej, doskonała znajomość języka angielskiego w mowie i piśmie, biegła znajomość drugiego języka obcego, najchętniej francuskiego lub niemieckiego, umiejętność nawiązywania kontaktów oraz samodzielnego rozwiązywania problemów, kultura osobista, sprawna obsługa programów excell, word, powerpoint i outlook. Mile widziana podstawowa znajomość języka html.
Zakres prac to między innymi:
Uporządkowanie i kontynuacja archiwum
Zbieranie i porządkowanie dokumentacji prowadzonych projektów
Prowadzenie korespondencji, kalendarza i planowanie wyjazdów
Koordynacja produkcji wystaw
Inne pokrewne zadania.
Profity: wiedza, kontakty, kieszonkowe
CV i listy motywacyjne należy składać do 15 czerwca na adres wyspainfo@wyspa.art.pl
20 maja 2008 roku, o godzinie 11, w Sali Teatralnej Klubu ŻAK odbędzie się panel dyskusyjny poświęcony zagadnieniom ubiegania się Gdańska i Metropolii Gdańskiej o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016.
Gośćmi specjalnymi spotkania będą Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz oraz laureaci konkursu na operatora projektu Gdańsk – Europejska Stolica Kultury 2016, pani Aleksandra Szymańska i pan Romuald Pokojski.
Głównym zamierzeniem spotkania jest zainicjowanie dyskusji między mieszkańcami Gdańska i Metropolii Gdańskiej, tematycznie nawiązującej do metod ubiegania się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016.
Europejska Stolica Kultury to prestiżowy tytuł, o który od 1985 roku ubiegają się państwa członkowskie Unii Europejskiej. W 2016 roku jedno z polskich miast na 12 miesięcy stanie się kulturalnym centrum Europy. O tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016 będzie walczył również Gdańsk i Metropolia Gdańska.
Argumentów dlaczego to właśnie Gdańsk i Metropolia Gdańska powinny w 2016 roku otrzymać tytuł Europejskiej Stolicy Kultury jest wiele. Weź udział w dyskusji i podziel się z nami swoim pomysłem na to jak uzyskać tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w roku 2016.
„nie wyjadaj jajek z gniazd
co dadzą złote ptaki
niech lecą stąd do gwiazd
niech lecą w chwale anarchii”
z piosenki „Zabijają” grupy Samorządowcy
Nadejście nowego wymaga historii. Nowy wiek oznacza myślenie o dziejach w kategoriach ewolucji ku najlepszemu z możliwych światów. Milcząco zakłada się to co za nami lub wokół nas, aby to co ma nadejść rozbłysło wzmocnionym blaskiem. Jako postawa wymaga przede wszystkim świadomości, rozwoju ego, emancypacji, czy też sublimacji materii, w zależności od przyjętej opcji.
„New Age” Ani i Adama Witkowskich traktuje właśnie o tym próbach budowy wspólnych przestrzeni, konstrukcji wewnętrznych rajów. Wychodząc od pojęcia zdyskredytowanego przez dominujące społeczne i religijne debaty, dążą do odnalezienia jego nowego znaczenia. Dzieło to wymaga powrotu do jego źródeł. Nie jednej rewolucji dokonano poprzez oczyszczenie pozornie dobrze znanego, „starego” słowa. Wyrażenie new age niewątpliwie skrywa wiele warstw. Znaczyło nadejście nowego, szczęśliwego wieku, renesansu humanizmu. W toku rozwoju posiadło wiele niekoniecznie oczywistych czy chlubnych konotacji. Najważniejszym spośród nich jest podejrzenie o sekciarstwo. W tym znaczeniu wystawa jest zabiegiem odczarowania, czy też alchemicznej przemiany zbrukanej materii w czyste złoto.
New Age dokumentuje więc proces sublimacji tak pojęcia Nowego Wieku jak i artystycznych osobowości autorów. Witkowscy jawią się nie tylko jako zręczni manipulatorzy kodów zastanej rzeczywistości, ale także prezentują siebie jako spadkobierców humanistycznej tradycji. Stąd wielowątkowe nawiązania do klasyków stają się znakiem artystycznej dojrzałości (jeszcze jedno odniesienie do tytułu). W całym swym bogactwie i eklektyczności „New Age” spaja przede wszystkim podjęcie wyzwania kreacji wyższego stanu świadomości poprzez rozrzucone w przestrzeni ułamki osobistych i wspólnych rajów. Wyzwanie zostaje jednak również rzucone tradycyjnym sposobom odbioru rzeczywistości, których odrzucenie jest warunkiem autonomii.
Projekt stanowi również próbę odnalezienia lub zaprojektowania autonomicznej przestrzeni, która nie jest skażona historycznymi odniesieniami, a wypełniona raczej osobistą utopią Witkowskich.
Daniel Muzyczuk
M.Toporowicz, kadr z filmu "Obsession"
Roma Piotrowska: Twoja
Maciej Toporowicz: Wymienione przez Ciebie filmy to czysto psychofizyczny atak na widza.
Jednocześnie powtórzę za teoretykiem kultury masowej McLuhanem, że forma jest sama w sobie przekazem ( „medium is a message”). „Rrrr” trwa około minuty i jest zmontowany ze scen trwających sekundę bądź krócej. Usiłowałem zredukować długość scen do krytycznego minimum. Muzyka, którą nagrałem do filmu powtarza rytm i dynamikę wizualną. Hipnotyczna choreografia ruchu i dźwięku ( „Koyaanisquatsi”, taniec Sufi, rave, etc). Nie ma tutaj miejsca na narracje. Intelektualna interpretacja zanika przygnieciona ścianą dźwięku i tempem zmieniającego się obrazu. Ten typ strategii jest stosowany od lat przez takich artystów jak Peter Greenaway, Robert Wilson czy Philip Glass.
Maciej Toporowicz, kadr z filmu "Ghost Stories"
RP: Jak uważa Grzegorz Dziamski „Subwersja polega na naśladowaniu, na utożsamianiu się niemalże z przedmiotem krytyki, a następnie delikatnym przesunięciu znaczeń. Ten moment przesunięcia znaczeń nie zawsze jest uchwytny dla widza. To nie jest krytyka wprost, bezpośrednia tylko krytyka pełna dwuznaczności”(1). Rzeczywiście – pozorny chaos Twoich prac, uzyskany dzięki technice found-footage, działa na zasadzie subwersji przez co diagnozuje rzeczywistość. W filmie „Rrrr” zestawiasz filmy akcji, dziejące się w Azji. Wyłuskujesz z masowej, często hollywoodzkiej, produkcji orientalne heroiny - piękne, ale bezwzględne, które zadają ból i mordują. Dlaczego poświęciłeś uwagę właśnie im?
MT: Sceny w tym filmie jak również w „Ghost Stories” są zmontowane wyłącznie z filmów zrobionych w Azji. Kultury Wschodnie to systemy w których dominują bez wyjątków mężczyźni. Kobiety zawsze zajmują pozycje uległe. Taka jest podstawowa dynamika znaku Yin & Yang. Pozycja kobiety zmienia się w momencie kiedy narracja wkracza w obręb emocjonalny i uczuciowy. Podobnie jest, kiedy mamy do czynienia z sytuacjami irracjonalnymi oraz z postaciami ulotnymi czyli z duchami. Wtedy to sytuacja się odwraca i kobieta jest w pełnej kontroli. W ten sposób następuje naturalna entropia i wyrównanie w systemie. Mężczyzna króluje w obrębie codziennej rzeczywistości, a kobieta dominuje w sferze duchowej. Kobiety są w stanie nie tylko dominować w sferze uczuć i emocji, ale również przewidywać przyszłość (wyrocznia w Mak
Maciej Toporowicz, kadr z filmu "Rrrr"
RP: Azja nie jedyny raz pojawia się w Twojej sztuce („Lure”, „Ghost Stories”, „Rrrr”) . Ronduda pisze, że „projekt Lure możemy traktować jako ekspresję postmodernistycznej wrażliwości etnograficznej”(2). Kiedyś awangarda wspierała proletariat, a postmodernizm ma wspierać etnicznego i kulturowego Innego. I rzeczywiście Twój film odnosi się do wojny amerykańsko-wietnamskiej, którą można rozumieć „jako zderzenie cywilizacji, zderzenie kultury euro-amerykańskiej z azjatycką, (…) cywilizacji centrum i jej
peryferii”(3). Dlaczego tak często o
MT: Krytyk i kurator Vasif Kortun napisał kiedyś w związku z „Lure”, że poruszam się w obrębie mitologii zaznaczonych w literaturze i sztuce XIX wieku.
„Europejczyk” w konfrontacji z inną kulturą ( Joseph Conrad, Lord Byron, Paul Gauguin, etc). Rezultatem tej fascynacji jest kompletna porażka, gdyż nie ma możliwości asymilacji z „Innym” ( the Other). Osobiście jestem przekonany, że moje przeszłe życie spędziłem na Dalekim Wschodzie. Jak widać - nie wypaliłem całkowicie mojej poprzedniej osobowości i dlatego ciągnę za sobą, w moim o
RP: Twoje filmy są kolażami, ale co ciekawe – widać u Ciebie wyjątkowe zainteresowanie artystami którzy sami reprezentują „postmodernistyczną kondycję”, np. David Lynch, Quentin Tarantino. Nawet jeden z twoich filmów („Lynched”) wydaje się być swoistym hołdem złożonym Lynchowi. Także „Blue Moon” nawiązuje do filmu „Blue Velvet” D. Lyncha!
MT: Nie ukrywam, że David Lynch, którego poznałem osobiście, był jednym ze źródeł inspiracji.
RP: Proszę opowiedz o filmie „Blue Moon”.
M. Toporowicz, kadr z filmu "Blue Moon"
MT: Od czasu do czasu zajmuję się miksowaniem muzyki. Bawi mnie dekonstrukcja dźwięku. W ubiegłym roku zmiksowałem „Blue Velvet” bez intencji zrobienia filmu. Klasyczny utwór śpiewany przez Bobby Vintona zamieniłem na psychodeliczne calypso. Pomysł na film przyszedł później. Zdecydowałem się zrobić moją wersję muzycznego video i opowiedzieć krótką historię. Zagrałem w tym video rolę księdza, który grzęźnie w obsesyjną miłość do młodej dziewczyny i musi zapłacić za swoje wykroczenie.
RP: Sam zaproponowałeś kolejność filmów. Dlaczego te wykonane w technice found-footage są „rozdzielone” realizacjami o zupełnie innej estetyce i wymowie?
MT: Nie ma nic gorszego dla mnie niż rutyna i powtarzalność. Nuda jest gorsza niż śmierć. Od lat zajmuję się działaniami w wielu dziedzinach. Przerzucam się z performance do fotografii, z fotografii do muzyki, z muzyki do video, z video do malarstwa i tak dalej. Wiele z moich pomysłów to wykroczenia na granicy kontrolowanego wariactwa. Kiedyś wypuściłem na rynek amerykański serię znaczków z seryjnymi mordercami. Cudem uniknąłem wiezienia. W Hiszpanii wyprodukowałem edycję czerwonego wina i zrobiłem do tego akcje reklamową. W reklamówce gram wampira, który mówi „ nie pij krwi, pij wino”. Mieszkaliśmy w średniowiecznym klasztorze. Po dwóch tygodniach przygotowywania się do tej roli (picie wina, palenie haszyszu i brak snu) nabawiłem się urazu do słońca i musiałem przemykać się pod ścianami jak wampir w biały dzień. Innym razem, w czasie pracy nad edycją perfum „Lure” w Tajlandii, grałem na co dzień rolę amerykańskiego żołnierza na wakacjach. Takie przeistoczenia przychodzą łatwo, ponieważ w młodości przeszedłem przez krótki trening u Grotowskiego. Nie mam nic przeciwko temu aby kontynuować postać wariata i oszołoma w tradycji Witkacego czy też Antoniego Artaud.
Jednocześnie mam talent do wczuwania się w sytuacje z przeszłości. Widzę, że się uśmiechasz z powątpiewaniem…nie, ja nie jestem spirytualnym medium. Mimo tego, przyznaje, że video „Obsession” było wynikiem mojej wizyty w Oświęcimiu w szkole podstawowej. Przeżyłem szok, który zakopany głęboko w podświadomości ujawnił się 25 lat później. Ostatnio zmiksowałem i opublikowałem w Internecie (www.myspace.com/noqontrol) dwa utwory nagrane w latach 70-tych przez piosenkarkę Pan Ron z Kambodży, która została zamordowana przez żołnierzy Pol Pota. Dlaczego? Ponieważ mam skłonność do identyfikowania się w mojej sztuce z sytuacjami z przeszłości, które zostawiły tragiczny ślad w zbiorowej pamięci.
RP: Video “Being Sucked” opiera się na artystycznych strategiach surrealizmu i dadaizmu. Jak można przeczytać w opisie filmu - absurd i skłonność do przesady, w nim o
MT: Absurd i skłonności do przesady to rezultat mojego braku wiary w materialną
rzeczywistość. Jest to dla mnie czysta iluzja. Systemy polityczno-społeczne muszą istnieć aby trzymać ludzi w kupie. Prawdziwy charakter świata w którym żyjemy umyka naszej percepcji. Ten motyw przewija się w kulturze od Platona przez Hegla aż do Lacana. Istota rzeczywistości może być jedynie przedstawiona jako porażka procesu, który stara się tą rzeczywistość zidentyfikować. W momencie, kiedy uzyska się taki wgląd w stan rzeczy, nie ma już możliwości powrotu do tego co było. Przekleństwo, które jest jednocześnie błogosławieństwem. Tak wiec absurd, ironia i przesada są bronią w demaskowaniu sztuczności każdego systemu. Znamy to na własnej skórze z czasów komunizmu, czyż nie?
RP: Film „Nóż w wodzie” to bardziej ruchoma fotografia, niż video. Bliski jest właśnie Twoim fotografiom utrzymanym w duchu minimalizmu. Jak wytłumaczysz fakt, że Twoje mroczne filmy, którym nierzadko towarzyszy psychodeliczna muzyka (Twojego autorstwa), tak dalekie są od wysmakowanych i estetycznie pięknych fotografii? Twoja twórczość fotograficzna jest z resztą w Polsce bardzo mało znana…
MT: Przyznaję, że w wielu zdjęciach starałem się dojść do światła i sublimacji. Jednocześnie moje filmy są mroczne i technicznie chropowate.Ta pozorna sprzeczność jest zasadniczym elementem spójności. Tak jak w wyżej wymienionym symbolu Yin & Yang, sprzeczności muszą istnieć aby zaistniała całość. Stąd światło i mrok, dzień i noc, woda i ogień, etc.
RP: Na koniec chcę zapytać o film „Miraż”, który przysporzył mi trochę problemów. W notce o filmie można przeczytać: „Po doświadczeniach XX-wiecznych totalitaryzmów przyszło nam żyć w czasach nowej fanatycznej ideologii – radykalnego islamu.
MT: Nie porównuję tzw. islamofaszyzmu do nazizmu. Cały materiał w tym filmie jest autentyczny. Film jest symulacją propagandy na wzór istniejących video krążących w Internecie. Nic tam nie dodałem. Ze względów etycznych nie użyłem scen tortur czy też obcinania głowy. Nie ma tam również mojego komentarza.
Widz może wyciągnąć swoje własne wnioski. Rzecz jasna, że trudno jest uniknąć pewnych zbieżności. Wysyłanie kobiet czy też młodych chłopców jako żywe bomby na misje samobójcze nie rożni się dla mnie niczym od wysyłania w ubiegłym stuleciu Japońskich pilotów kamikaze na samobójcze misje. Historia uczy nas, że ten rodzaj indoktrynacji jest zawsze skazany na porażkę.
1 Ł.Ronduda, Strategie subwersywne w
2 Ł.Ronduda, Przekleństwo fantazji Realizacje wideo Obsession i Lure Macieja Toporowicza, http://www.obieg.pl/introduction/lr_pf.php