czwartek, stycznia 04, 2007
Szkoda mi farby na romby. Peter Fuss o sztuce, gdańskiej ASP i Trójmieście
Modelator: Jesteśmy świeżo po wernisażu Twojej wystawy Sometimes i feel ashamed to be polish. Dlaczego podczas otwarcia przeczytałeś tekst Romb w mojej sztuce Andrzeja Bębenka?
Peter Fuss: Bo to był śliczny tekst (śmiech). A poważnie, to często zdarzało mi sie być na wernisażach, na których przychodził taki moment, kiedy autor stawał na środku i nie pytany zaczynał tłumaczyć co go natchnęło, co było inspiracją i co chciał wyrazić swoimi pracami. Jakby w ogóle nie wierzył, że jego prace wyrażają to, co on chciał żeby wyrażały. Tak więc wpisując się w konwencje takich wernisaży stanąłem i odczytałem dwa teksty. Można te teksty traktować jako typowe dla dość często spotykanego myślenia o sztuce, które jest mi obce i wobec którego jestem zdecydowanie w opozycji. Pierwszy tekst to właśnie tekst pana Bębenka o rombie w jego sztuce, a drugim tekstem były trzy założenia do wystawy Nowi Dawni Mistrzowie napisane przez pana Kuspita.
M: Nie podzielasz opinii, że wystawa Nowi Dawni Mistrzowie jest ważnym wydarzeniem artystycznym?
P.F: Już samo nazywanie tej wystawy wystawą sztuki współczesnej jest nadużyciem. Wystawa ta nie tylko ma niewiele wspólnego ze sztuką współczesną, ona w ogóle ma niewiele wspólnego ze sztuką. Historia sztuki to historia postępu, rozwoju. To historia nowatorstwa. Jasne, że można nagle cofnąć się do XVI wieku. Można, jak pan Izdebski, antydatować swoje prace o 100, czy więcej lat. Można sobie wmówić, że się jest reinkarnacją Leonarda da Vinci i pisać teksty w lustrzanym odbiciu. Jednak w takich wypadkach jest się tylko żałosną karykaturą sztuki, żałosną karykaturą artysty i nie zmienią tego dywagacje pana Kuspita na temat sztuki.
Przykre jest, że przyjeżdża sobie facet z Ameryki, przywozi ze sobą kilka obrazów utrzymanych w stylistyce oleodruków i ogłasza się zbawcą sztuki, a ludzie to kupują. Że media niemal przed nim klękają, a sponsorzy ochoczo otwierają portfele. Pół biedy, gdy są to prywatne portfele - gorzej, że są i publiczne.
Oglądając owoc działania kuratora Kuspita, mam wrażenie, że jestem na wystawie takich amiszów kultury, którzy udają, że postępu w kulturze, nauce, technice nie było, że człowiek wciąż żyje w epoce sprzed fotografii, kina i internetu. Jest to wystawa ludzi, którzy zamknęli się w cywilizacyjnym skansenie i onanizują się lepszym, czy gorszym opanowaniem warsztatu. Jeśli jedyną wartością wytworów ich twórczości jest dekoracyjność i warsztat, to dziełom tym zdecydowanie bliżej do koronkowych serwet wydzierganych na szydełku, niż do sztuki.
M: Nie jest przecież tak, że obrazy na wystawie w Pałacu Opatów nie mają żadnych treści...
P.F: No, OK. Jest na przykład taki obraz, na którym trzy panie kucają i robią kupę nad brzegiem jeziora... i pewnie jest to trafna alegoria działalności nowych dawnych mistrzów. Ale jakie treści są w obrazie, który przedstawia przekrojonego arbuza? Albo czarne słoneczniki? Czy też czarno-żółte brzozy odbijające się w tafli jeziora? Cóż takiego ważnego chciał nam powiedzieć autor obrazu przedstawiającego faceta skaczącego do wody?
M: To jaka powinna być sztuka?
P.F: Nie da się robić sztuki oderwanej od rzeczywistości. Artysta powinien mieć świadomość czasów w których żyje, języka jakim posługują się współcześni mu ludzie, rozwoju cywilizacyjnego i kulturowego współczesnego mu świata. Powinien wiedzieć co się wokół niego dzieje. I przede wszystkim powinien mieć coś do powiedzenia. Jeżeli ma do zaoferowania tylko to, że nauczył się władać ołówkiem i zestawiać ultramarynę z czernią, to jest to naprawdę za mało. To tak, jakbym powiedział sobie: skoro nie robię błędów ortograficznych – to napiszę książkę grubą jak Ulisses. I po jej napisaniu bym mówił, że to jest książka wybitna - bo jest gruba i nie ma w niej żadnego błędu ortograficznego, są kropki na swoim miejscu i duże litery na początku zdania.
M: Podobno nie lubisz wernisaży, a w swoich pracach często odnosisz się do samej sztuki, chociażby w billboardzie Art is boring. Niektóre Twoje prace odnoszą się do tzw. światka sztuki. Czy Ty sam się od niego odcinasz?
P.F. Często na wernisażach odnoszę wrażenie, że wszyscy sobie zdają doskonale sprawę, że wystawa, w której otwarciu uczestniczą jest co najwyżej średnia. A mimo to trwają w specyficznym wernisażowym teatrze bo tak wypada. Słuchają przedmowy w stylu Romb w mojej sztuce, słuchają jak artysta przez 15 lat dochodził do tego, jak ten romb namalować, jakie miał przygody, w jakich galeriach wystawiał, że w 94 roku wystawiał w Tczewie, w 98 wystawiał w Działdowie, a w Gdyni miał wystawę w restauracji. Wszyscy w skupieniu słuchają i przytakują, mając świadomość średniości tego artysty i pewnie ci artyści mają świadomość swojej średniości, ale wszyscy uczestniczą w tym teatrze, bo tak jest przyjęte na wernisażach. Po czym gratulują autorowi wystawy, bo wypada pogratulować i mówią ze jest OK, bo wypada powiedzieć że jest OK. Takich wernisaży nie lubię. Nie lubię zadęcia i sztuczności. I od zadęcia i sztuczności się odcinam.
M: Wystawa Sometimes i feel ashamed to be polish mówiła o problemach polskich. Jak jest z rozumieniem Twoich prac za granicą?
P.F: Zdaję sobie sprawę, że większość prac z tej wystawy może być dla obcokrajowców kompletnie nieczytelna. Bo o ile mogą się orientować, że mamy w tej chwili bliźniaków u władzy, to już nie będą w stanie złapać takich niuansów jak logo TV Trwam, czy też rozpoznać Daniela Olbrychskiego dewastującego Zachętę. Przygotowując tę wystawę zdawałem sobie sprawę, że będzie hermetycznie polska, i że większość z tych prac nie będzie zrozumiana poza Polską. Ale nie dotyczy to wszystkich moich prac, na przykład seria Everyday I am, do której prace powstawały na zasadzie bloga, jest bardzo dobrze przyjmowana za granicą. Wojna w Iraku, proces Michaela Jacksona, choroba papieża – to rzeczy zrozumiałe i dla Polaka i dla Francuza i dla Kanadyjczyka.
Namalowałem też kiedyś obraz, na którym byli Bush, Kwaśniewski i Blair z tekstem, że mają małe fiutki. Praca ta powstała krótko po podjęciu decyzji o napadzie na Irak. Dla wielu ludzi za granicą Kwaśniewski był kompletnie nierozpoznawalną postacią. Pytali się kto to jest i dlaczego między Bushem i Blairem? Dopiero wtedy do nich docierało, że Polska to jest ta trzecia egzotyczne siła, która robi wraz z Amerykanami i Brytyjczykami inwazję na Irak.
M: Działasz w przestrzeni publicznej, czyli zależy ci aby dotrzeć do większej liczby ludzi.
P.F: Oczywiście, że zależy. Jak chyba zresztą każdemu, kto robi sztukę. Na wernisażu mojej wystawy w PGR_arcie było około 50 osób. Tyle mniej więcej osób widziało mój billboard na stacji kolejki SKM w ciągu zaledwie pół godziny. A kiedy na twój wernisaż przychodzi 15 osób, wliczając w to twoich znajomych, to musi być już naprawdę smutne. Co z tego, że się upijesz na tym wernisażu, że porozmawiasz z sympatyczną dziewczyną, kiedy to co zrobiłeś obejrzy tylko te 15 osób. Nie wierzę w robienie sztuki tylko dla samego siebie, tylko dla własnej satysfakcji.
Poza tym wychodząc w miasto, trafiam do ludzi, którzy zwykle na wystawach nie bywają. I wreszcie wychodząc z pracą w miasto, robię to wtedy kiedy chcę, nie muszę tego planować z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, jak zwykle bywa w galeriach.
M: Jak się odbywa wieszanie billboardu na ulicy? I czy ma dla Ciebie znaczenie w jakim miejscu się on pojawia?
P.F.W jaki sposób odbywa się wieszanie - powinno zostać moją tajemnicą, żeby za bardzo się nie dekonspirować. Co do miejsca, to często miejsce ma bardzo duże znaczenie. Jedna z moich prac była nie przypadkowo zawieszona na bramie Stoczni Gdańskiej. Praca pojawiła się kilka dni po wiecu premiera Kaczyńskiego, który odbył się na terenach stoczni. Wtedy właśnie z ust Kaczyńskiego padły sławetne słowa: My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO. Cały ten wiec poparcia był takim zawłaszczeniem idei i symboli. Czegoś co dla ludzi w moim - i nie tylko w moim - wieku, było ważne. Tamto wystąpienie Kaczyńskiego było wystąpieniem dyktatora, który mówi co jest słuszne, a co nie i jak należy myśleć, kto jest zdrajcą, a kto nie jest zdrajcą, że należy rękę podawać Andrzejowi Gwieździe, a nie na przykład Lechowi Wałęsie.
M: Ale jak praca This Picture is not for sale ma się do spraw politycznych?
P.F: No cóż, możesz przeczytać Ten obraz nie jest na sprzedaż i pomyśleć sobie, że artysta w ten sposób odniósł się do rosnących cen prac Sasnala i Uklańskiego, czy też zainteresowania panów z Pet Shop Boys pracami Rogalskiego. Czym swego czasu ekscytowali się na blogach skądinąd prężnie działający młodzi polscy marszandzi. Billboardu nikt nie kupi, to jest obraz skazany na zepsucie, którego nie da się kolekcjonować, wisi sobie i zaraz go zakleją. Nie da się na nim zarobić, ale z drugiej strony autor nie musi zabiegać o to, żeby go kupili.
Możesz też skupić się na tym, że dwa paski na tym billboardzie nawiązują do flagi Polski. I możesz zdanie Ten obraz nie jest na sprzedaż odnieść do toczącej się ostatnio dyskusji o patriotyzmie. Że są rzeczy, których nie da się sprzedawać, czy wpoić na siłę. Szacunku do państwa nie wpoi sie młodzieży przez obowiązek częstego śpiewania hymnu narodowego na apelach, czy też poprzez zastąpienie w spisie lektur Gombrowicza Sienkiewiczem – a takie pomysły miał minister Giertych.
Możesz w końcu popatrzeć na ten billboard także w kontekście miejsca, że pojawił się akurat na bramie Stoczni Gdańskiej i to na krótko po tym jak premier starał się wmówić wszystkim, że tutaj nie toczyła się walka o wolność i Solidarność tylko o pisowską rzeczpospolitą solidarną. I możesz odnieść ten billboard właśnie do tego zawłaszczenia idei i symboli przez premiera Kaczyńskiego.
M: A jakie znaczenie miało miejsce w przypadku billboardu Art Is boring, przyklejonego na Hallera?
P.F: To było po prostu ładne miejsce, ten billboard mógł się pojawić gdziekolwiek. Billboardy przyklejałem także przy stacjach kolejki SKM, po to by więcej ludzi mogło je zobaczyć. Poza miejscem znaczenie może mieć też czas, w jakim pojawia się praca. Billboard z papieżami przykleiłem nazajutrz po ostatnim dniu pielgrzymki papieża w Polsce, a billboard z Kaczyńskimi zaraz po nominacji Kaczyńskiego na premiera przez prezydenta-bliźniaka.
M: Czyli działasz natychmiastowo.
P.F: Tak, przy czym kontekst czasu ma znaczenie tylko w tym konkretnym czasie, w okresie kiedy praca wisi na mieście. Billboard z papieżami pojawił się, kiedy ludzie mieli jeszcze świeżo w głowach maraton z pielgrzymką papieża w telewizorze. Z upływem czasu odniesienie do konkretnego czasu zatraca się. Jednak praca powinna się bronić także po upływie tego konkretnego czasu. Dziś już nie ma większego znaczenia czy dany billboard pojawił się 15 maja, czy 10 listopada. Czasami działam natychmiastowo, aby skomentować konkretne zdarzenie, ale to nie jest regułą. Jednak moje prace zawsze są o czymś, są wypowiedziami na temat czegoś. Szkoda mi farby na romby.
M: Nie lubisz sztuki modernistycznej?
P.F: Trzeba mieć świadomość historii sztuki, że coś kiedyś miało już miejsce i dlaczego. Oczywiście Czarny kwadrat był ważnym obrazem w dziejach sztuki i dziejach kultury. Ale jeżeli widzę teraz - już prawie sto lat po Czarnym kwadracie, że faceci w wyciągniętych swetrach wciąż malują czarne kwadraty, albo czarne romby, mając przy tym usta wypchane frazesami o sztuce i przeżyciach estetycznych, to widzę tylko koślawych naśladowców oderwanych od czasów w których żyją, oderwanych od historii sztuki, o której tak pięknie mówią. Być może jest to kwestia edukacji? Rozmawiałem ostatnio z dziewczyną z liceum plastycznego w Gdyni, która nie wiedziała kto to jest Hirst, nie wiedziała kto to jest Sasnal, a w tym roku robi dyplom. Żaden profesor od malarstwa czy historii sztuki, nie powiedział jej nic o sztuce współczesnej, uznając pewnie, że sztuka współczesna kończy się na Picassie.
Nie wiem jak z nauczaniem o sztuce współczesnej jest na ASP w Gdańsku, choć pewnie nie najlepiej skoro rządzi tam dwóch nowych dawnych mistrzów. Ten od antydatowania i ten drugi, od Ostatniej wieczerzy – obrazu o wartości monstrualnego obrusa. Z drugiej strony nie żyjemy już w czasach PRL-u, nasz kontakt ze sztuką nie musi być ograniczony do wystaw Dudy-Gracza, czy wystawy w Pałacu Opatów. Nie jesteśmy zamknięci, jest Internet, ludzie mogą się komunikować, wyjeżdżać. Jeśli ktoś chce, to może śledzić co się dzieje na świecie, bez względu na to, co mówi mu jego profesor. Wystarczy chcieć.
M: Na wystawie w PGR_arcie sam zaaranżowałeś układ obrazów. Dlaczego w pewnym momencie ciąg zawieszonych w jednym rzędzie prac przerywa pusty fragment ściany z gołym gwoździem?
P.F: Raz po raz potwor cenzury daje nam znać o sobie. Czasami jest to potwor o twarzy posła Roberta Strąka, który wyzwala ludzkość od Pasji Doroty Nieznalskiej. Czasami ten potwór ma twarz bielskich urzędników usuwających z wystawy Saddam Hussein Shark Davida Cernego, a czasami ma twarz przestraszonej kuratorki z Wilanowa, bojącej się wystawić plakat RAT-u w obawie przed zemstą PiS-u. I choć te potwory cenzury mają rożne twarze, to skutek jest taki, że tym, którzy chcą oglądać sztukę, pozostają jedynie gwoździe na ścianie.
M: Obserwujesz reakcje ludzi na twoje prace w przestrzeni publicznej?
P.F: Fotografuję moje prace po wyklejeniu i siłą rzeczy widzę jakie są reakcje. Ale jakoś specjalnie nie obserwuję; nie stoję i nie patrzę, że ten się zaśmiał, a tamta przystanęła. Chętnie natomiast czytam dyskusje na forach internetowych, komentarze na blogach. Na przykład na trójmiasto.pl, była ostra dyskusja przy okazji billboardu z papieżami. Pojawił się między innymi taki głos, że gdyby papież Jan Paweł II nie był przekreślony, to byłaby to sztuka, a że jest przekreślony, to już to sztuką nie jest. Billboard z papieżami wzbudził duże emocje, były nawet głosy, ze zrobili go Żydzi.
M: Wstydzisz się być Polakiem?
P.F: Czasami. W tych momentach, które przedstawiłem – tak. Na wernisażu w PGR_arcie był chłopak, który mi powiedział, że jego te rzeczy nie wstydzą, że one go wkurwiają. Więc on by pewnie zrobił wystawę „Czasami wkurwia mnie być Polakiem”, ale mnie to już ani nie śmieszy, ani nie wkurwia. Mnie to żenuje i zawstydza.
M: Mieszkasz także w Londynie, czy tam rozklejasz billboardy?
P.F: Tak się złożyło, że za granicą pokazuję swoje prace głównie w galeriach. Nie chodzę z teczką od galerii do galerii i nie zabiegam o to, żeby mieć wystawę. Pokazuję prace tam, gdzie mnie zapraszają. Są więc to głównie galerie niszowe.
M: Mówisz, że wstydzisz się tego co dzieje się w Polsce, ale czy myślisz, że istnieje państwo w którym obywatele nie mają powodów do wstydu?
P.F: Oczywiście, że wszędzie są takie powody. Są Amerykanie, którzy wstydzą się za Busha. Ale mogą to swobodnie manifestować, mogą stanąć pod Białym Domem i wykrzyczeć, że Bush to idiota. U nas policja po całym kraju ścigała Huberta H., po tym gdy podpity, powiedział na Dworcu Centralnym co myśli o prezydencie Kaczyńskim i jego sługusach. U nas ściga się też emeryta, za to że przesłał e-mailem zdjęcie kaczek, czym strasznie naraził na szwank majestat rządzących bliźniaków. W każdym kraju zdarzają się gafy popełniane przez polityków, że wspomnę tu chociażby o Berlusconim. Ale to nie tylko gafy i brak klasy są u polskich polityków porażające. Porażająca jest przede wszystkim ich głupota. Głupota, która staje się normą. Nie wiem, czy jest jeszcze kraj na świecie, gdzie uważa się, że prezerwatywy są szkodliwe. A w Polsce znaleźli się tacy posłowie. Polski rząd chce przeznaczyć pieniądze na promowanie kalendarzyka małżeńskiego, jako jedynego właściwego środka antykoncepcyjnego. Takie rzeczy nie zdarzają się w cywilizowanym świecie.
M: Ale przynajmniej dzięki temu masz o czym malować obrazy...
P.F: Obawiam się jednak, że cena jest zbyt wysoka. Wolałbym żebyśmy mieli normalnego prezydenta, żeby nikt się nie bał wystawić billboardu R.A.T.-u w Wilanowie, żeby żaden Kmicic nie niszczył w Zachęcie dzieł sztuki. Nie cieszę się, że teraz jest jak jest, bo mogę namalować o tym obrazek. Wolałbym, żeby było normalnie. Jest masa innych rzeczy, które pozostają do namalowania.
M: No właśnie co byś robił gdyby nasi politycy nie dostarczali ci inspiracji? Czy twoja sztuka nadal byłaby walcząca?
P.F. Ciężko mi teraz prorokować, co konkretnie bym namalował. Może byłby to obraz o rytualnym wycinaniu łechtaczek dziewczynkom w Afryce? Trudno teraz o tym przesądzać.
M: Stajesz się coraz bardziej popularny, nadal nie ujawniasz swojej tożsamości. Co się stanie jak zaczniesz być zapraszany do galerii, aby brać udział w dużych wystawach? Skorzystałbyś z zaproszenia instytucji państwowej?
P.F: Gdybym wam powiedział, że się nazywam Andrzej Jastrzębski, albo Dominik Wiśniewski, to ani przez moment byście się nie zastanawiali jak mam naprawdę na nazwisko. Przyjęlibyście to za pewnik. Ale ponieważ nazywam się Peter Fuss, to wam już tutaj coś nie gra, bo nie brzmi po polsku i zaczynacie się zastanawiać. Co to za różnica czy podpisuję się Peter Fuss, czy Wiśniewski? Z wystawami też nie widzę problemu. Jak do tej pory, jeśli ktoś chciał mnie zaprosić do galerii – to mnie zapraszał. W końcu jakoś te moje wystawy się odbywają.
M: Ale nie chcesz też pokazać swojej twarzy, dlatego pytamy o tożsamość.
P.F: Nie pokazuję twarzy, nie dlatego, że jestem jakoś okrutnie brzydki, albo, że boję się, że będę przez to tak obrzydliwie popularny, że nie będę mógł przejść spokojnie ulicą. Po prostu nie pokazuję twarzy dlatego, że działam także nielegalnie. Ale czy dla ludzi, którzy trafiają na moją sztukę w mieście jest w ogóle istotne jak wyglądam? Oni nie wiedzą też jak wyglądał Kossak, mimo że mają reprodukcje Kossaka na ścianie.
M: Co myślisz o gdańskiej ASP?
P.F: Niewiele wiem o gdańskiej ASP, jak to wygląda od środka, jakie są relacje między studentami, a profesorami itd. O gdańskiej ASP wiem jedynie tyle, że wykłada tam Grzegorz Klaman, ale też wykłada tam facet od monstrualnego obrusa i jego kolega nowy dawny mistrz. Nie wiem na ile studenci są odporni na tych nowych dawnych mistrzów, a na ile dają im robić sobie wodę z mózgu. Wiem też, że swego czasu rektor tej uczelni na procesie Nieznalskiej wypowiadał się przeciwko wolności wypowiedzi w sztuce. Co w ogóle było jakimś kuriozum.
Ale niestety nie widzę aktywności młodych artystów-studentów ASP w Gdańsku. Zanim miała miejsce afera z Nieznalską istniała Galeria Wyspa, i wówczas jeszcze wokół gdańskiego ASP coś się działo, o czymś się słyszało. Chciałoby się, żeby studenci ASP robili jakiś ferment w mieście, żeby mieli powera, żeby ich było widać. A tymczasem niewiele się jakoś dzieje. Zresztą nie widać też za bardzo ich starszych kolegów – artystów z Trójmiasta. Może ich w ogóle tu nie ma?
M: Jest sporo artystów z Gdańska, którzy robią dużą karierę w Polsce i nie tylko, np. Dominik Lejman.
P.F: On jest z Gdańska? W ogóle nie kojarzyłem go z Gdańskiem. No to jest Lejman, Klaman... ktoś jeszcze?
M: Możemy wymieniać dalej: Ania i Adam Witkowscy, Andrzej Karmasz, Iwona Zając, która teraz bierze udział w Zachęcie w wystawie Malarstwo Polskie XXI wieku, Jarosław Fliciński, Robert Kaja, Robert Rumas, Anna Baumgart, Julita Wójcik, Dorota Nieznalska, Anna Reinert...
P.F: No ok, ok – starczy. Cofam tezę, że w Trójmieście nie ma artystów. To rzeczywiście było wielkie semantyczne nadużycie z mojej strony. Jakoś nikogo z wymienionych nie kojarzyłem z Trójmiastem. No może poza Nieznalską, ale to pewnie zasługa afery z Pasją.
Ale wyszliśmy od tego, że nie widać działań studentów z ASP i to niestety jest smutny fakt.
M: Nie ujawniasz swojej prawdziwej tożsamości, unikasz odpowiedzi na pytania, które dotykają twojej prywatności - nie bałeś się spotkać z nami?
P.F: Bez przesady - nie dostaję jeszcze paranoi.
Z Peterem Fussem rozmawiali: Roma Piotrowska, Ola Grzonkowska i Maks Bochenek.
Zdjęcia dzięki uprzejmości artysty.
http://www.peterfuss.com/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
12 komentarzy:
Długa rozmowa ale czyta się interesująco. Z większym szacunkiem bedę podchodzić po niej do street-artu.
peter fuss już mniej tajemniczy ale to cieszy :) dla mnie to co robi jest pierwsza klasa!
Cześć , gratulujemy bloga , bardzo ciekawy , żałujemy ,że nie ma czegoś podobnego o toruńskiej sztuce , założyliśmy do was linkę na naszym blogu telewizyjnym , a jeśli chodzi o wywiad to fajnie jest poczytać o koledze po fachu ;) pozdrawiamy Galeria Rusz
Nowi Dawni Mistrzowie
Blaga czy nie?
Zapraszam do dyskusji na www.blaga.pl
Pozdrawiam.
Tomasz
Fajny wywiad, madry wywiad.... Pozdrawiam
Galerio Rusz - dziękujemy i odwdzięczamy się :)
fajnie ze fuss jest w trojmiescie. czekam na nowy bilbord
le nostre
fresco risibile figlia
soprannaturale ragazze gruppo
amichevole cameriera dildo
massaggi erotici versilia
agreeable fighette spogliarello
desiderare fighetta spogliarello
bionde pompino nella camera
cameriera ubriache nella stanza
storie di kappa
fiche mature gratis
padrone leccare piedi
alba parietti foto sexi
invisible fighetta figa fotti
likeable fighette sesso
discreto vergine
giovanissime mistress
freepussy
bad
piu freddo madre
negri con troie
medio bellezze
fine amatoriali merda
eccellente bionde masturbate
comico amatoriali fotti
shy fighetta inculate
teen frode sull aeroplano
foto troie vecchie amatoriali
spavaldo fighette fottilo
carinissimo segretaria inculate
fantasticamente americano urinate
freschissimo pompino
molto bollente stravagante castra
coy amatoriali urinate
good looking cowgirl spogliarello
cuttier lesbiche
cute soldato anale fotti
ragazze grasse
favoloso fighette spogliarello
focose gratis
nonsensical asiatiche sesso
posizioni per fare sesso con sexa donna in cinta
bambine sculacciate
piacente americano sesso
divino cameriera fottilo
nudismo girl
video solo lesbiche
ridicolo fighetta fotti
bollente perfetto bikini
attraente bionde sex
Długa rozmowa ale zla
Pracuj tak jakbyś nie potrzebował pieniędzy…
Kochaj tak jakby nikt nigdy ciebie nie zranił…
Tańcz jakby nikt na ciebie nie patrzył…
Śpiewaj jakby nikt cię nie słuchał…
Żyj jakby był raj na ziemi…
Fajnie powiedziane.
http://doco.bloggles.info/
http://doco.freeblogsite.com/
Przepraszam , że może nie na temat, ale...
Ktoś może sprzeda mi bloga?
http://doco.blogpro.pl/
http://doco.bloguj.eu/
http://doco.blogx.pl/
Szukam bloga gotowego.
Może sprzedać bloga ktoś chce?
http://pawka6.blog.com/
http://doco6.wordpress.com/
http://doco6.livejournal.com/ fwzejv7m
No bo ja mam ..."gołego od zera.
a to - troche ...obciach, no nie?
Założyłam sobie 2 ale...
Wygłada żalosnie
http://pawka6.blog.com
Potrafię zrozumieć dlaczego pan Fuss ujada na „nowych dawnych mistrzów”. Myślę, że wtórność i ideologiczne zacofanie autorów tej wystawy jest przyciężkawe, ale uważam też, iż kilka spraw należy wyjaśnić.
Na jakiej zasadzie o wystawie, która ma miejsce w obecnych czasach można powiedzieć, że nie ma ona nic wspólnego ze sztuką współczesną? Dla pana Fussa kryterium współczesności wiąże się nie z okresem historycznym lecz konwencją dzieła. Tymczasem sztuka współczesna to nie jakiś model zachowań artystycznych wyrastających z uniwersalnych aksjomatów, jak o tym myśli pan Fuss. Jest to po prostu sfera działalności ludzkiej, która jest uważana za sztukę obecnych czasów.
Teraz dalej. Czy wypada decydować, że jakaś dziedzina ludzkiej działalności w dzisiejszym świecie nie ma nic wspólnego ze sztuką (w tym wypadku "haftowanie serwetek" dla jakiejś tam idei)? Poglądy pana Fussa wpisują się w pewną konwencją myślenia o sztuce, nie potrafi on zatem zaakceptować możliwości , iż sztuka może być definiowana ( i jak pokazuje historia, tak właśnie było) w dowolnie odmienny sposób. Czy zatem warto zdawać się na pozorny obiektywizm jego wypowiedzi?
Pan Fuss bardzo podkreśla, że sztuka musi być postępowa. Zakłada, że w sztuce postęp ma miejsce, co wcale nie jest oczywiste. Zamiast mówienia o postępie, proponował bym mówić o tym co nie jest wobec faktów wartościujące: o zmianie.
Jeśli uświadomimy sobie, że postęp w wymiarze obiektywnym oznacza zmianę jako taką , to zrozumiemy też, że metody stosowane przez „nowych dawnym mistrzów” są równoprawną strategią artystyczną jak każda inna, a to , że ich twórczość pozostaje w opozycji do osiągnięć technologicznych współczesności nie jest wadą, lecz cechą.
Metafora z „Ulissesem” jest z pozoru trafiona i na chwilę mnie urzekła.
Czy jednak da się stosować porównanie do literatury, skoro współczesny artysta zamiast pisać Ulissesa może go po prostu zacytować lub osrać ? Jaka gramatyka, duże litery i przecinki są zawarte w ludzkiej kupie na Ulissesie?
Metafory funkcjonują w ten sposób, że usiłują nadawać pewnym rzeczą cechy innych rzeczy. Z reguły podobieństwo dotyczy jednej jedynej cechy, wszystkie niewygodne różnice są natomiast pomijane. Tak jest i w tym przypadku.
Literatura funkcjonuje na tej zasadzie, że zarówno autor jak i odbiorca porozumiewają się za pośrednictwem ustalonych w przybliżeniu konstrukcji językowych. Język ten zaś zawiera w sobie pewną logikę.
W sztukach wizualnych natomiast nie istnieje ustalony językowy kanał komunikacyjny. Istnieje tylko to co widzialne. To tak jakby patrzeć na „Ulissesa” jako przedmiot zbudowany z wielu białych płaszczyzn i wypełniony czarnymi drobnymi znaczkami graficznymi, których nie potrafi się czytać. To dlatego właśnie pan Fuss musi posługiwać się symbolami wchłoniętymi przez kulturę, logotypami, odnośnikami do aktualności, cytatami a nawet fragmentami literackimi w swoich bilbordach, by ich forma miała cokolwiek do powiedzenia.
Pan Fuss pyta co tak ważnego miał nam do przekazania malarz odmalowując brzozę odbijającą się w wodzie? Jak sądzę ma na myśli obrazy fotorealisty Dona Eddy , który w sposób ekstremalnie cyniczny przemalowuje z wielką precyzją kiczowate pejzaże leśne. Sądzę, że aby to zrozumieć, pan Fuss powinien- jak to ma w zwyczaju, potrudzić się i tym razem o odnalezienie kontekstu. W tym wypadku należy jak sądzę zainteresować się, co takiego Don Eddy ,malował w latach siedemdziesiątych, okresie triumfu fotorealizmu w Ameryce, i dlaczego obecnie wystawia swe kiczowate obrazki jako „nowy dawny mistrz”.
Z tego co mówi pan Fuss wynika również , iż dzieło wizualne usiłuje odczytywać tak jak opowieść literacką. Jeśli jest to rzetelnie napisana opowieść o zachodzie słońca albo smerfach, to nie jest to sztuka. Jeśli jest to opowieść o Majkelu Drzeksonie albo Papieżu, to jest to jego zdaniem sztuka , i to „współczesna”. Jedyne co można z tego wywnioskować to, że pan Fuss wyraża w ten sposób tautologiczne twierdzenie, iż pewne zjawiska są obiektywnie ważniejsze od innych. I można się z nim spierać, albo przytaknąć. To i tak nie ma znaczenia dla tych rzeczy.
Zawsze bowiem znajdzie się ktoś, kto powie, iż śmierć JP II nie była ważniejsza niż śmierć jego matki, lub iż nos Majkela Drzeksona nie odcisnął na nim takiego piętna jak wspomnienie smerfów uciekających przed złowieszczym Gargamelem.
Co do onanizmu „nowych dawnych mistrzów”, to współczesnej sztuce "zaangażowanej" i kulturze elitarnej również można sporo zarzucić. Nie jest to onanizm nad warsztatem malarskim, lecz nad poziomem intelektualnym artysty- autora. Nie wątpię, że każdy przekonany o swej błyskotliwości artysta zajmujący się sztuką "prawdziwą" i trudną w społecznym odbiorze jest w głębi swego elitarnego serca krypto-onanistą.
Przyczyna, dla której pan Fuss powiedział tyle nierozważnych słów na temat wystawy, która nie przypadła mu do serca zdaje się być oczywista. Chodzi o jej rozgłos i zainwestowaną kasę. Wniosek z tego płynie prosty: „Fuss jako niszowy komentator życia społecznego sprzeciwia się komercyjnej popularności wystawy „nowi dawni mistrzowie” I to by było na tyle.
Pozdrawiam pana Fussa i gratuluję pewności z jaką błądzi przez szeroko pojęty świat.
Prace Fussa to, moim zdaniem, przeciętniactwo. Rzeczy o podobnej
randze artystycznej są robione przez
ludzi na 4chanie (są równie, albo
i bardziej błyskotliwe, niektóre dorównują mu, lub nawet przewyższają warsztatem).
Zderzając pro-postmodernistyczne argumenty Fussa z anty-postmodernistycznymi argumentami Kuspita, którego tak krytykuje, muszę powiedzieć, Kuspit, wygrywa kilkunastoma hat-trickami. Jeżeli ktoś chce wyrobić sobie na ten temat zdanie, polecam przeczytać "Koniec sztuki"
ww. Dogłębna analityczna krytyka
Kuspita w porównaniu z bluzgami Fossa, to jak dyskusja profesora
z przedszkolakiem.
Prześlij komentarz